Zdaniem czeskiego ministra przemysłu...

luty 2020

Czeski flirt z atomem? Dr Łukasz Tolak

150 150 Energetyka-Społeczeństwo-Polityka

Czeski flirt z atomem?

Dr Łukasz Tolak
Collegium Civitas

Zdaniem czeskiego ministra przemysłu w ciągu najbliższych kilku tygodni rząd w Pradze podpisze z CEZ porozumienie o budowie nowego bloku jądrowego Dukowany-5 o zakładanej mocy 1-1,2 GWe. Ma on zapewnić możliwość kontynuowania produkcji energii z atomu w tej lokalizacji po wycofaniu starych reaktorów z czasów słusznie minionych. Planowane jest się jednak wydłużenie ich eksploatacji do połowy piątej dekady, co daje margines bezpieczeństwa. Zgodnie z enuncjacją prasową ministra i wcześniejszymi deklaracjami rządu, wybór dostawcy technologii nowego reaktora ma nastąpić nie później niż w 2022 roku, licencja i rozpoczęcie budowy planowane jest na rok 2029, a podłączenie bloku do sieci w 2036r. Na stole leżą oferty co najmniej pięciu firm reprezentujących najważniejszych dziś dostawców technologii nuklearnej. Piłka jest zatem znowu w grze, a deklaracje praskich polityków zdają się wskazywać, że po falstarcie z połowy obecnej dekady tym razem się uda. Pytanie jednak pozostaje jedno i wciąż to samo, czy aby na pewno?

Najnowsze wieści upodobniają sytuację nad Wełtawą do mydlanej, atomowej opery nad Wisłą. Jest to jednak tylko złudne podobieństwo. Praga podobnie jak Polska ma duży problem węglowy, który w miksie produkcji energii elektrycznej stanowi prawie 50% (dane za rok 2017). Miała być naszym sojusznikiem w walce z brukselskim pomysłami zeroemisyjnej Unii 2050, nie zdecydowała się jednak na odstąpienie od tego projektu. Terminy przedstawione w nowym planie inwestycji jądrowej, pokrywają się właściwie z planami rządu w Warszawie, który zakłada podłączenie do sieci nowych inwestycji atomowych – realnie bądź nie – w połowie czwartej dekady. W odróżnieniu od Polski, Czesi mają jednak długoletnie – 35 letnie – doświadczenie z eksploatacją sześciu reaktorów jądrowych i udowodnioną kompetencję w ich eksploatacji. Udział atomu w produkcji czeskiej energii elektrycznej przekracza 32%. Nad Wisłą kompetencje trzeba będzie budować niemal od zera, a atom o ile uda się podjąć ostatecznie decyzję o realizacji planów, ma być remedium na węglowy ból głowy.

To co pozostaje jednak kluczowe i u nas i u naszych południowych sąsiadów, to brak pomysłu na sposób finasowania gigantycznych i ryzykownych atomowych inwestycji. Nie pomaga nam w tym wypadku głęboki podział wśród członków europejskiej wspólnoty, który w ostatnich latach uniemożliwiał skuteczne wpisanie nowych inwestycji jądrowych w plan budowy zeroemisyjnej Unii Europejskiej 2050 roku. Brak wsparcia dla atomu jest nie tylko zastanawiający, ale także groźny dla wizji zielonej Europy. Dziś niemal 30% energii elektrycznej w UE jest produkowanych w siłowniach jądrowych, a scenariusze na rok 2050 zakładają ciągle istotny udział atomu (ponad 100 GW mocy zainstalowanej). Oznacza to potrzebę budowy w najbliższych dekadach kilkudziesięciu nowych bloków i znaczące przedłużenie eksploatacji części obecnie istniejących. Nakłady inwestycyjne liczone w setkach miliardów euro, muszą być poniesione, jeżeli dekarbonizacja ma się udać. Świadomość tego faktu, a także ryzyko utraty nuklearnych kompetencji przemysłowych, zaczyna z wolna przebijać się do świadomości urzędników Brukseli, ale brak jest konkretnych rozwiązań, które mogłyby wyjść naprzeciw oczekiwaniom Warszawy i Pragi. Rząd nad Wełtawą pozostawiony jest samemu sobie i mimo zdecydowanych deklaracji nie znalazł jeszcze odpowiedzi na finansowe wyzwania. Paradoksalnie, „pomocną” dłoń w tym zakresie może podać część potencjalnych oferentów technologii jądrowej – chiński CGN i rosyjski Rosatom, które są w stanie zapewnić korzystne sposoby finansowania inwestycji. Koszt polityczny, szczególnie w przypadku oferty rosyjskiej, wydaje się jednak właściwie nie do udźwignięcia.